poniedziałek, 6 listopada 2017

Rozdział 1

Delikatne promienie zachodzącego słońca muskały moją twarz, a ciepły powiew letniego wiatru lekko mnie otulił. Na zaparowanej od oddechu szybie zaczęłam wykreślać palcami różne wzory, przez które jeszcze mocniej przebijało światło. Odgarnęłam włosy, które jak zwykle zasłaniały mi oczy i ostatni raz spojrzałam przez okno. Słońce już prawie zaszło, a niebo przybrało lekko pomarańczowy kolor, dodając temu miejscu jeszcze więcej magii.
Zdecydowanie będę tęsknić za tym miejscem.
Cały drugi miesiąc wakacji spędziłam w Norze, chociaż tym razem przygotowania do roku szkolnego odstawiłam na boczny tor. Przez cały miesiąc, dzień w dzień próbowaliśmy wpaść na jakikolwiek trop prowadzący do Voldemorta który dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Chciałam dziś wcześniej zasnąć, ale wiedziałam, że to niemożliwe. Sen przed powrotem do Hogwartu przychodził mi niezwykle trudno.
Nauka była dla mnie czymś ważnym. Była jedną z niewielu rzeczy, których nie pozwoliłam sobie odebrać. Uwielbiałam zapach pergaminu, a domywanie z rąk atramentu nie stanowiło dla mnie problemu.
Nieskromnie mówiąc z całej naszej trójki, to ja byłam najbystrzejsza. Nie chce, by ktoś zrozumiał mnie źle, nie uważam, że Harry czy Ron w jakikolwiek sposób ode mnie odstają. Ja na przykład nigdy nie dorównam Ronowi, jeżeli chodzi o latanie na miotle ani Harremu z jego przenikliwością. Uzupełnialiśmy się i to nie tylko pod względem talentów. Byliśmy idealnie zgrani charakterami.
Oczywiste jest, że nie zawsze wszystko jest idealne, ale czy musi takie być?
Zeszłam z parapetu i powoli podeszłam do lustra.
Mimo upływu lat wydaje mi się, że to ja najmniej się zmieniłam. Moje długie i gęste włosy były nadal pokręcone, a brązowe oczy cały czas wyglądały jak u małej dziewczynki. Nie jestem pięknością i świetnie o tym wiem. Możecie mi wierzyć lub nie ale nigdy szczególnie mi na tym nie zależało. Oczywiste było, że jaki kobieta nie chciałam być zaniedbana, ale ani makijaż, ani ubrania nie grały w moim życiu ważnej roli. Przeciwnie książki. Książki stanowiły dla mnie pewnego rodzaju mur, za którym było mi najlepiej. Nie potrzebowałam uwagi i poklasku, wzbraniałam się od tego. Nie chciałam być Hermioną Granger, przyjaciółką Harrego Pottera, bo przeważnie tylko z tego znali mnie ludzie.
Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Proszę – starałam się odkrzyknąć, lecz głos dziwnie uwiązł mi w gardle. Do mojego pokoju wszedł jeden z moich najlepszych przyjaciół z miną, która nie wskazywała na nic dobrego – coś się stało Harry?
Wiem, że nie powinnam się niepokoić, bo z tą miną chodził od początku wakacji, jednak ja nadal nie mogłam do niej przywyknąć.
-Musimy udać się na pokątną Hermiono.
-Ahh tak – mruknęłam. W tym miejscu czas nie grał dużej roli i wszystko toczyło się swoim tempem – dasz wiarę, że całkowicie wypadło mi to z głowy? - uśmiechnęłam się i prawie pisnęłam, kiedy Harry odpowiedział mi tym samym. Tak dawno nie widziałam jego uśmiechu i mimo że trwał tylko kilka sekund, poczułam w swoim ciele ciepło. Nie chcę, by brzmiało to zbyt dziwnie, ale Harry był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nie tylko dlatego, że od zawsze trzymaliśmy się razem. Bardziej chodzi o to, że te wszystkie złe rzeczy przytrafiały się akurat nam, a my świetnie sobie z nimi radziliśmy.
Na swój sposób go kochałam. Nie jako mężczyznę a jako człowieka. Osobę, która byłaby w stanie oddać życie za swoich przyjaciół.
-Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli udamy się tam jutro – odrzekł Harry monotonnym głosem.
-A kto leci? - zapytałam.
-My troje, Fred i George z Ginny a dla ochrony państwo Weasley i Remus z Tonks.
-Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się bez rewelacji – odparłam. Naprawdę miałam już dość walk i ucieczek.
-Uwierz, że ja też Hermiono – po tych słowach obdarował mnie jeszcze raz tym swoim smutnym i przenikliwym spojrzeniem, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Gdy drzwi za Harrym zatrzasnęły się z lekkim piskiem, podeszłam do komody.
Zabrałam z niej co potrzeba i udałam się do łazienki.
Było wiele powodów, dlaczego kochałam Norę. Zawsze wszyscy tu byli i przez to czułam się bezpiecznie. Jakby powrót Voldemorta w ogóle nie miał miejsca i wszystko układało się tak, jak powinno.
Kolejnym z powodów który dla niektórych może wydawać się błachy był zapach. To miejsce miało swój specyficzny zapach, który był mieszanką wielu przypraw który kojarzyłam ze swojego dzieciństwa, a raczej z domu babci, u której spędzałam kiedyś prawie każde wakacje.
Szybko wślizgnęłam się do łazienki i zsunęłam na ziemie ubranie. Puściłam strumień gorącej wody i weszłam pod niego. Czułam wtedy jak chociaż na chwilę wszystko ze mnie spływa. Jakby woda obmywała mnie ze wszystkich zmartwień i trosk a jedyne, co wtedy miałam w głowie to jej szum. Może wydaję się to dziwne, ale to właśnie woda najbardziej pomagała mi w oczyszczeniu i nie chodzi mi tu o to fizyczne, a raczej psychiczne. Dawał mi niesamowite ukojenie, a tęsknota za nierealnym odchodziła.
Właśnie. Tęsknota. Męczyła mnie już od dawna, chodź sama dobrze nie wiedziałam, za czym tak naprawdę tęsknie. Wszystkich najbliższych miałam wokół siebie a spoza tej grupy z nikim innym, oprócz rodziny nie czułam się w żaden sposób związana. Tak, nie miałam partnera ani innych przyjaciół. Moje życie, jak i życie wielu innych ludzi toczyło się wokół Harry’ego Pottera.
Nie wiedziałam ile czasu zeszło mi na rozmyślenia. Zawsze podczas kąpieli zatracałam się w niej całkowicie.
Wyszłam spod prysznica i stanęłam bosymi stopami na zimnych płytkach wprost przed lustrem. Byłam chuda i brakowało mi kobiecych kształtów. Moje mokre włosy chociaż raz spokojnie opływały moje ramiona i wystające obojczyki. Niezauważona wróciłam do pokoju. Jedną moich małych tajemnic jest to, że niesamowicie przeraża mnie ciemność, dlatego zawsze przed snem zapalam jedną małą świeczkę.Nie bałam się rzeczy realnych, lecz tego, co kryło się w mroku. Weszłam pod kołdrę, którą szczelnie się otuliłam i mimo tego, że głowę miałam pełną myśli powoli udało mi się zasnąć.


Potter nerwowo chodził po swoim pokoju, a jego rudy przyjaciel próbował dojść do słowa.

-Harry uspokój się, na pewno nam się uda – wreszcie udało mu się wykrztusić to jedno zdanie. Spojrzał na wybrańca. Chłopak był wykończony. Psychicznie i fizycznie. Był blady a jego zapuszczone, długie włosy opadały na twarz. Cienie pod oczami idealnie oddawały jego zmęczenie popękane usta stres, ponieważ chłopak w nerwowych sytuacjach lubił je przygryzać.
-Ja... - urwał by wziąć wdech – ja po prostu nie chce mieć już nikogo na sumieniu Ron.
-I nie będziesz miał, to krótka wyprawa. Wszystko jest zaplanowane. Harry, tu nie ma co pójść nie tak.
-Obyś miał racje.
-I mam, przecież świetnie wiesz, że damy rade – głos Rona był pokrzepiający, lecz mimo to chłopak nie mógł się uspokoić.
-Idź już, muszę się przespać – wskazał na drzwi, a Ron z niezadowoloną miną wyszedł.
Harry usiadł na łóżku i podciągnął nogi pod brodę. Martwił się i czuł za każdego odpowiedzialnym. Przecież to on jest tym sławnym wybrańcem. Osobą, która musi pokonać Voldemorta. Chłopak wzdrygnął się na samą myśl o nim.
Tak wiele osób na niego liczyło, a on musiał przyznać przed sobą, że bardzo się boi.
Pukanie do drzwi rozległo się w pokoju.
-Ron, mówiłem ci, że chce spać.
Drzwi z głośnym piskiem uchyliły się a do jego pokoju zajrzał nie kto inny jak sama Ginny Weasley.
-To nie Ron – uśmiechnęła się nieśmiało.
-Zdążyłem zauważyć – odburknął Potter i wstał z łóżka – czego chcesz Ginny?
-Martwię się o Ciebie Harry – położyła mu dłoń na policzku, a chłopak szybko spuścił wzrok.
-To ja powinienem się martwić o ciebie.
-Chodzi ci o jutrzejszy dzień? Kto jeszcze ma cię przekonać, że wszystko się uda?
-Chciałbym mieć wasz rodzinny optymizm – uśmiechnął się słabo, podnosząc wzrok.
-Proszę cię, chociaż spróbuj zasnąć. Niewyspany na nic się nam nie przydasz – delikatnie pocałowała go w czoło i bez słowa opuściła pokój. Po raz kolejny został sam na sam ze swoimi myślami i podobnie jak Hermiona wiedział, że sen nie nadejdzie dziś łatwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graphics and CSS by Ronnie | Credits: Breatherain - textures; Lunedolly - PSD coloring | More on Dotyk Magii