środa, 8 listopada 2017

Rozdział 2

Obudziły mnie promienie słońca muskające mnie po twarzy. Z dużą niechęcią otworzyłam oczy i stwierdziłam, że jest jeszcze wcześnie. Odwróciłam się na drugi bok i chociaż na moment próbowałam jeszcze zasnąć.
Chwila – pomyślałam i podniosłam się do pozycji siedzącej, rozmasowując przy tym ramiona – przecież dziś jedziemy na pokątną.
Zakryłam twarz dłońmi i opadłam na poduszki. Musiałam spędzić w łóżku jeszcze kilka chwil, by całkowicie się rozbudzić.
Kiedy mój mózg pracował już normalnie wstałam, by się ubrać i zejść na wspólne śniadanie.
U każdego z nas stres objawia się inaczej: Harry jest wtedy bardzo nerwowy, Rona boli brzuch, a ja nie mogę nic przełknąć. Dzięki temu zyskałam trochę więcej czasu i mogłam zejść pod sam koniec wspólnej uczty.

Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół jako ostatnia. Ron jak zwykle kręcił się przy jedzeniu, a Harry stał z Remusem w samym koncie pokoju.
Pani Weasley w swoim uroczym fartuszku krzątała się po kuchni pośpieszając wszystkich. Spojrzała na mnie i szeroko się uśmiechnęła.
-Wyspałaś się skarbie? - próbowała przekrzyczeć panujący w domu harmider a ja w odpowiedzi pokiwałam jej twierdząco głową.
Jedną z niewielu kobiet, które podziwiałam była właśnie Molly Weasley. Kobietę, która była zawsze uśmiechnięta i sprawiała, że w domu panowała rodzinna atmosfera.
Podeszłam do Harrego, który stał już sam.
-O której lecimy? - zagadałam.
-Właśnie teraz -odpowiedział mijając mnie. Stanął na środku pokoju a wszyscy zebrani szybko utworzyli wokół niego koło – plan jest taki, teleportujemy się w parach przez sieć Fiuu do sklepu Freda i Georga. Na miejscu rozdzielamy się i idziemy w parach zdobyć przydzielone rzeczy. Ja idę z Ginny po szaty, bliźniaki razem zdobędą nowe pióra – przerwał by wziąć oddech – Ron z Hermioną pójdą po szaty a państwo Weasley z Remusem i Tonks będą zapewniali bezpieczeństwo. Wszystko jasne? - nikt z nas nie odpowiedział a jedynie pokiwaliśmy głowami.
Pierwsi teleportowali się Remus i Tonks a zaraz po nich Harry, który mocno ścisnął dłoń Ginny, która zajęła obok niego miejsce w kominku. Musiałam przyznać, że brakowało mi tej bliskości i dotyku drugiej osoby. Teraz przyszła kolej na mnie i Rona. Zajęliśmy miejsce w kominku nabierając w dłoń proszku Fiuu. Ron przybliżył się do mnie zmniejszając przy tym odległość między nami do zera.
Musiałam przyznać to otwarcie. Ron od początku wakacji wysyłał mi sygnały. Widziałam jak bardzo stara się mi przypodobać i zaimponować. I mimo bólu który rozdzierał mi serce nie mogłam tego odwzajemnić. Kochałam go podobnie jak Harrego i byłabym w stanie oddać za niego życie, lecz był tylko moim przyjacielem. Bałam się, że gdy odważy się na coś więcej a ja go odrzucę, stracę go. Nie mogłam na to pozwolić a tym bardziej nie mogłam zranić Rona. Podniosłam dłoń do góry i krzyknęłam:
-Na pokątną!

Świat zawirował, a mój pusty żołądek podszedł mi do gardła. Zacisnęłam powieki, a gdy otworzyłam je kilka sekund później, nie byłam już w Norze.
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam, było całkowicie puste, a przede mną widziałam tylko powybijane szyby starej wystawki. Byłam prawie pewna, że znajduję się w jakimś opuszczonym sklepie.
Spanikowałam i złapałam za różdżkę.
-Cholera – przeklęłam pod nosem.
Nie sprecyzowałam się, do którego ze sklepów na pokątnej chce się dostać, więc teraz mogłam być wszędzie. Wyszłam z kominka i ruszyłam do starych, drewnianych drzwi, nad którymi widniał napis "Parin de flee". To opuszczony sklep z szatami. Złapałam za klamkę i mocno naparłam na drzwi, by te z piskiem się otworzyły.
Wyszłam na pustą ulicę, a z daleka ku mojemu szczęściu ujrzałam neon, który zdobił wejście do Magicznych dowcipów Weasleyów. Powolnym krokiem ruszyłam w tamtą stronę rozglądając się do okoła. Byłam w zniszczonej części ulicy pokątnej. Na niebie malowało się coraz więcej chmur a coraz mocniejszy wiatr sprawiał, że moje włosy całkowicie przykryły mi oczy. Zatrzymałam się przeklinając w duchu, że nie związałam ich w domu. Starałam się je jakoś ułożyć, a wtedy do mojego nosa doleciał przepiękny zapach. Czułam nutę grejpfruta, mięty i imbiru. Oczarowana zapachem zaczęłam wodzić wzrokiem za jego źródłem i na swoje nieszczęście je znalazłam. Pod kolejnym sklepem, który nie wyglądał jak zniszczony stał sam Draco Malfoy. Popatrzyłam w górę a nad wejściem widniał napis Borgin & Burkes. Chłopak stał z opuszczoną głową splatając ze sobą ręce. Musiał wyczuć moją obecność, ponieważ uniósł głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Jego tlenione włosy były idealnie zaczesane a blada cera ukazywała ogromne sińce pod jego oczami. Mroził mnie swoim spojrzeniem. Opuściłam wzrok i ruszyłam powolnym krokiem czekając na falę obelg i wyzwisk. Zacisnęłam pięści, by w razie czego nie rzucić się na niego, ale nie usłyszałam nic. Kompletnie nic.
Malfoy zawsze budził we mnie skraje emocje. Był dupkiem i szczerze go nienawidziłam, lecz gdy tylko miałam okazje usłyszeć na żywo jego ojca i mogłam domyślić się skąd to wyniósł i po części nie mogłam go winić. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Nie podobał mi się, ale było w nim coś intrygującego. Może to jego postawa, zawsze wyprostowany z dumnie uniesioną brodą. Może to jego twarz, która swoim wyrazem nigdy nic nie zdradzała. Znów spojrzał mi prosto w oczy. Musiał wyczuć, że go obserwuję. Nawet z takiej odległości widziałam jego sińce pod oczami.
W oddali ujrzałam Rona z Harrym i Ginny którzy mocno gestykulowali w moim kierunku, a kiedy przeniosłam wzrok na Malfoya ujrzałam tylko pustkę i zatrzaskujące się drzwi.

-Tak Harry jestem pewna. Wszedł do Borgina & Burkesa – cała nasza trójka siedziała w salonie. Po solidnej reprymendzie od Harrego mogłam wreszcie dojść do słowa.
-A co to w ogóle jest? - Ron jak zwykle zadawał masę pytań.
-Czarnomagiczny sklep.
-Hermiono zastanów się, przecież to musi być prawda – Wybraniec był zdenerwowany.
-Możecie wytłumaczyć mi, o co chodzi?
-Harry ubzdurał sobie, że Malfoy jest śmierciożercą.
-Co? Harry daj spokój. Malfoy jest tchórzem. Nie zostałby śmierciożercą – głos Rona próbował uspokoić przyjaciela.
-Co w takim razie robił w tamtym sklepie?
-Malfoy to dziwny typ i tam pasuje – ucięłam rozmowę i wyszłam z salonu.
Byłam zmęczona i marzyłam tylko o odrobinie snu. Szybko przebrałam się w piżamę i zagrzebałam pod kołdrą, a sen przyszedł zaskakująco szybko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graphics and CSS by Ronnie | Credits: Breatherain - textures; Lunedolly - PSD coloring | More on Dotyk Magii