poniedziałek, 20 listopada 2017

Rozdział 4

Obudziło mnie zimno. Próbowałam podnieść powieki, lecz niestety bezskutecznie. Rozłożyłam ręce na boki i wyczułam zimną, kamienną podłogę. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Próbowałam przełknąć ślinę, lecz moje gardło palił ognień. Uchyliłam powieki, jednak dalej nic nie widziałam. Czy to zaklęcie oślepiające, czy w pokoju jest tak ciemno?
Podniosłam się do pozycji siedzącej, krzyżując ramiona na piersi. Poczułam, że jestem prawie naga a na sobie mam tylko cienką, porwaną koszulkę i majtki.
Moje oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności. Byłam zamknięta w malutkim pokoju. Nie było tu nic oprócz wielkich drzwi i dziury w podłodze.
Przeczołgałam się do ściany i podciągnęłam do góry.
-Harry! Ron! - próbowałam krzyknąć, lecz moje gardło odmawiało mi posłuszeństwa. Tak bardzo chciałam pić. Nigdy w życiu nie pragnęłam tak zwykłej szklanki wody. Mocno przełknęłam ślinę i spróbowałam jeszcze raz – Harry! Ron! - tym razem wyszło mi głośniej.
Usłyszałam, jak coś przesuwa się za ścianą. Upadłam na ziemię i skuliłam się w koncie, naciągając na siebie szmatę, w którą byłam ubrana. Próbowałam jakkolwiek się zakryć niestety bezskutecznie. Siedziałam tam prawie naga i niezdolna do jakiekolwiek obrony. Co chcą ze mną zrobić? Czy to właśnie tak umrę i nikt nigdy nie dowie się, jak zginęła Hermiona Granger, a moi przyjaciele nigdy nie odwiedzą mojego grobu? Jeżeli to miał być mój koniec, to chciałam, żeby nadszedł jak najszybciej.
Ktoś podszedł pod drzwi i przez chwilę szamotał się z zamkiem. Po chwili drzwi puściły i uchyliły się, głośno skrzypiąc. Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Tylko tyle mogłam wywnioskować, ponieważ w celi panowała wszechogarniająca ciemność do kótrej moje oczy jeszcze nie przywykły. Szybko zbliżył się do mnie a mi udało się dojrzeć jego twarz. To Gregory Goyle. Kucnął przy mnie, złapał za ramiona i mocno podciągnął do góry. Czułam ogromny ból. Jakby moje ciało nie należało do mnie. Nie mogłam ustac na nogach więc cały czas mnie podtrzymywał.
Przez kilka sekund wpatrywał się w moją twarz. Jedną dłonią zwolnił uścisk, po czym z całej siły uderzył mnie w twarz. Upadłam na kolana, kryjąc głowę w dłoniach i kuląc się w swoim koncie.
Oni mnie zabiją – pomyślałam. Pewnie to samo stało się już z Harrym i Ronem.
-Jeszcze jeden krzyk a gorzko tego pożałujesz szlamo – wysyczał Goyle po czym na mnie napluł i wyszedł. Czułam się jak śmieć. Jak zwykła szmata.
Próbowałam uporządkować w głowie ostatnie wydarzenia. Pociąg i śmierciożercy. Przybył zakon. No tak. Czyli Harry i Ron żyją. Całe szczęście.

Starałam się wytrzymać jak najdłużej, ale nie dawałam już rady. Modliłam się, żeby ktoś po mnie przyszedł. Żeby moi przyjaciele mnie uratowali. Nie doczekałam się.
Musiałam to zrobić. Musiałam załatwić się do dziury w ziemi. Udało im się. Upodlili mnie i sprowadzili do roli zwierzęcia.
Znów skuliłam się w rogu i z zamkniętymi oczami czekałam na ratunek.
Ratunek, który nie przyszedł.

Nie wiem, czy minęły dni, czy godziny. Leżałam w swoim koncie i egzystowałam. Nikt nie zakłócał mi spokoju poza jednym śmierciożercą, który przyniósł mi wiadro z wodą.
Było mi zimno, a na moim ciele widniało wiele siniaków, które w większości powstały przez leżenie na twardej posadzce. Byłam już na skraju wytrzymałości. Jedyne czynności, które wykonywałam to picie wody i załatwianie do dziury.
Byłam jak zaszczuty pies, zamknięty w swojej budzie, który wiernie czekał na pomoc.
Usłyszałam szelest przy drzwiach. Ktoś znowu mocował się z zamkiem. Znów najbardziej jak się dało, skuliłam się w koncie i próbowałam zasłonić swoje ciało.
Drzwi ustąpiły/ a do środka wszedł Draco Malfoy.
Zrobił kilka kroków i zatrzymał się kawałek ode mnie.
Przerażał mnie. Był bardzo wysoki i chudy a jego twarz była bardzo blada. Włosy jak zwykle miał idealnie ułożone a czarny garnitur bardzo go postarzał. Nie wyglądał jak nastolatek, a raczej zmęczony życiem starzec.
-Wstawaj Granger – rzucił oschle.
Sparaliżował mnie strach. Nie byłam w stanie wziąć głębokiego wdechu, a moje ciało zaczęło drżeć.
-No wstawaj! Nie mam zamiaru gnić w jednej celi ze szlamą — wysyczał.
Powoli, z trudem podniosłam się z ziemi i spojrzałam na Malfoya.
-Idziemy – powiedział po czym stanął za mną i boleśnie wbił mi różdżkę w plecy.
Ruszyłam przed siebie powolnym krokiem, słaniając się na nogach. Tylko na tyle pozwalało mi moje wycieńczone ciało. Mijałam cele i wyszłam na długi korytarz, który oświetlały małe naścienne lampy. Mieli tu wiele cel, chodź z żadnej nie wydobywał się żadden dźwięk.
Największą trudność sprawiło mi wchodzenie po schodach, a sprawę pogarszał Malfoy ktory dalej wbijał mi różdżkę w plecy.
Moje gołe stopy, Przystanęłam by wziąć wdech i złapałam się złotej poręczy, która na dole schodów zaczynała się od wielkiego, rzeźbionego smoka.

Malfoy wprowadził mnie do wielkiej sali, na której środku stał ogromny stół. Miejsca po bokach zajmowali śmierciożercy, a na samym szczycie siedział ich władca – sam Voldemort a u jego boku wiernie tkwiła Nagini. Obok niego siedziała Bellatrix, wpatrując się w każdy jego ruch. Poznałam też kilka osób ze szkoły, głównie ślizgonów. Widziałam Zabiniego Blaisa a obok niego siedział Nott. Gdzieś po bokach dostrzegłam jeszcze Crabba i Goyla. Widziałam też siostry Greengrass – Dafnę i Astorię a obok nich siedziała Pansy Parkinson. Czy Voldemort tworzy swoją armię z tak młodych osób?
Pomieszczenie, w którym się znajdowałam było ogromne. Wielkie kolumny podtrzymywały sklepienie w dachu, z którego zwisał ogromny żyrandol.
Podłoga prawdopodobnie również była z marmuru, który na środku sali układał się w okrąg a w niego wpisana była gwiazda. Wszystkie okna były zasłoniętę, więc nie mogłam zidentyfikować pory dnia.
Draco pokłonił się i nie spoglądając na mnie, zajął miejsce obok swego ojca i matki.
Czarny Pan wstał i mijając wszystkich podszedł bliżej.
-Ah kogo my tu mamy! Przyjaciółka Pottera! - śmierciożercy zawyli a ja próbowałam jak najbardziej zasłonić moje ciało. Widziałam ich obrzydliwe spojrzenia
– Gdzie twój przyjaciel ty brudna dziewucho? - jego usta przybrały kształt upiornego uśmiechu.
Nie odpowiedziałam. Nie byłam w stanie. Opuściłam wzrok.
-Najchętniej oddałbym cię Belli już teraz, ale bardziej przydasz mi się żywa – podszedł do mnie jeszcze kawałek, po czym odwrócił się do swoich przyjaciół – podejdzie tu moi drodzy!
Wszyscy śmierciożercy wstali i ruszyli w moją stronę, formując wokół mnie koło.
-Szlama musi żyć! Kto ją weźmie!?
Pierwszy wyrwał się Greyback. Naszły mnie mdłości. Pieprzony wilkołak. Później odezwał się jeszcze kilku nieznanych przeze mnie śmierciożerców.
-Moi drodzy, mówiłem, że szlama musi żyć – uśmiechnął się i obrócił dokładnie lustrując swoich popleczników – Może ty Zabini?
-Panie, mam już niewolnicę a poza tym często jestem na misjach.
Moje serce przestało bić. Niewolnica? Miałam zostać niewolnicą śmierciożercy?
-Ah jasne, to zrozumiałe. W takim razie wybiorę za was – podniósł różdżkę na wysokość swojej twarzy i znów przyjrzał się każdemu uważnie – Draco, szlama jest twoja! - wszyscy dookoła mnie zaczęli wyć, a ja wiedziałam, że mój koniec nadejdzie niebawem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Graphics and CSS by Ronnie | Credits: Breatherain - textures; Lunedolly - PSD coloring | More on Dotyk Magii